High End Odtwarzacz Compact Disc Audionet ART G3

Odtwarzacz Compact Disc

 

Audionet
ART G3

Producent: IDEKTRON
Cena (w czasie testu): 35 528 zł

Kontakt: Unternehmens- und Technologieberatung GmbH & Co.
Entwicklungs- und Produktions-KG 
Herner Strasse 299
44809 Bochum | Germany

www.audionet.de

MADE IN GERMANY

Do testu dostarczyła firma: CORE trends

 

irma, której głównymi źródłami dźwięku wciąż pozostają odtwarzacze 120 mm, cyfrowych płyt optycznych jest w dzisiejszych czasach ewenementem. Tak, Audionet oferuje oprócz tego cztery odtwarzacze plików („Network Components”), ale mam nieodparte wrażenie, że prawdziwą frajdę jej konstruktorom daje płyta Compact Disc, z dodatkiem w postaci SACD i DVD-A/V. Nieprzypadkowo w topowej, pokazanej na wystawie High End 2016 w Monachium, serii Scientist („Scientist Series”) znalazł się odtwarzacz CD, a nie odtwarzacz plików. Założę się, że na ten ostatni też przyjdzie czas, ale będzie to reakcja na potrzeby rynku, niekoniecznie odbicie potrzeb ludzi z firmy.

 

Audionet ART G3
 

Testowany odtwarzacz CD nosi nazwę ART G3, czyli „Aligned Resonance Transport Generation 3”. ART to firmowa nazwa techniki odnoszącej się do kilkustopniowego sposobu odsprzęgnięcia transportu od podłoża. Pierwsza „warstwa” to sama obudowa. Wykonana została z trzech rodzajów materiału – stalowych ścianek bocznych i dna, granitowej płyty pod spodem (por. Ancient Audio) oraz płyty MDF, z której wykonano górną część obudowy wraz z dodatkowymi ściankami bocznymi. Jeszcze inne własności mechaniczne ma aluminiowy front.

Druga „warstwa” to mocowanie samego transportu. W nowej wersji jest nim znana mechanika Philipsa CDM-Pro2LF (VAU1254/31LF), z której korzysta nie tylko Audionet, ale również wielu innych producentów high-endowych odtwarzaczy CD. Transport został podwieszony pod 8 mm płytą z aluminium, do której od spodu dokręcono płytę ze stali. Całość została zawieszona na plecionych paskach, wspierających się na podpórkach z Teflonu.

System mocowania transportu i odsprzęgnięcie go od drgań leży w sercu myślenia firmy o odtwarzaniu płyt. Od pierwszej wersji zmieniano już wszystko – np. G2 i G3 różnią się rodzajem transportu, a G3 i topowy odtwarzacz Planck „dakiem”. Jednak rozbudowane odsprzęganie pozostaje niezmienne, to wokół niego następują kolejne zmiany.

Generation 3 wskazuje na kolejną wersję tego urządzenia. W istocie jest to czwarta wersja, bo po oryginalnym ARC-e była wersja V2 z 2002 roku, a po niej, w 2006 roku, G2. Jak widać, urządzenie ma już kilkanaście lat, a od ostatniej rewizji minęło lat dziesięć. W sekcji D/A znajdziemy więc już dawno nieprodukowane przetworniki cyfrowo-analogowe AD1955A obsługujące sygnał do 24 bitów i 96 kHz – nic więc dziwnego, że jego wejście USB akceptuje sygnał tylko do 24/96. Z tego wynika, że sięgnięcie w G3 po inny transport jest najważniejszą zmianą w stosunku do G2; doszły do tego niewielkie korekty w sekcji cyfrowej i analogowej. Sygnał z wejść cyfrowych i z transportu CD są upsamplowane do postaci 24/96 i dopiero wówczas konwertowane na sygnał analogowy. Jeśli korzystamy z trybu „high bit” ten sam układ zamieni sygnał wejściowy na 24/192.

„The Mother of all CD Players”, jak się go nazywa w materiałach firmowych, to odtwarzacz typu top-loader, z odsuwaną ręcznie, aluminiową płytą, suwaną po teflonowych prowadnicach. Na CD nakładamy niewielki docisk z materiału o nazwie POM, stosowanego przez producentów gramofonów na talerze i podstawy (por TUTAJ i TUTAJ). Front może mieć kolor czarny lub srebrny, a wyświetlacz niebieski lub czerwony.

Od premiery tego urządzenia minęło już sporo czasu. Wraz z modelem Planck odświeżono jednak pamięć o nim i przypomniano, że zmiany w Audionecie zachodzą bardzo wolno i to dopiero wtedy, kiedy firma jest pewna, że przyniosą one znaczne zmiany w dźwięku. Warto więc przyjrzeć się temu klasycznemu odtwarzaczowi CD, który jak wehikuł czasu przenosi do nas techniki, które kiedyś były szczytem technicznych możliwości.

 

 

Odtwarzacz Audioneta stał na półce Finite Elemente Pagode Edition bez dodatkowych nóżek antywibracyjnych i bez dodatkowej platformy. Jak się wydaje, tak gra najlepiej. Porównywany był z odtwarzaczem CD Ancient Audio Lektor AIR V-edition oraz dzielonym odtwarzaczem CEC TL0 3.0 + DA0 3.0. Sygnał wysyłany był niezbalansowanymi interkonektami RCA Siltech Triple Crown do przedwzmacniacza Ayon Audio Spheris III, a stamtąd, także kablem niezbalansowanym, do końcówki mocy Soulution 710. Osobną sesję poświęciłem odsłuchowi ART-a G3 przez słuchawki, wykorzystując do tego wzmacniacz słuchawkowy Bakoon HPA-21 ze słuchawkami HiFiMAN HE-6. Sygnał z odtwarzacza prowadzony był interkonektami Acoustic Revive Triple-C FM (1.8 x 1.4).

Płyty użyte do testu (wybór)

  • Diorama, The Art of Creating Confusing Spirits, Accession Records 23450-2, 2 x CD (2002)
  • Pat Metheny Group, Offramp, ECM/Universal Music K.K. UCCU-9543, „Jazz The Best | No. 43”, gold-CD (1982/2004)
  • Art Tatum, Piano Starts Here, Columbia/Sony Classical 97 22218 2, „Zenph Re-Performance”, SACD/CD (2008)
  • Johnny Coles, Little Johnny C, Blue Note/Audio Wave AWMXR-0006, XRCD24 (1964/2013)
  • Michał Urbaniak Group, Live Recording, Polskie Nagrania „Muza”/Warner Music Poland, „Polish Jazz vol. 24”, CD-R (1971/2016)
  • Franz Schubert, Winterreise, wyk. Dietrich Fischer-Dieskau, Alfred Brendel, Decca 464 739-2, CD (1986/2001)
  • R-Men, I thought about you, T-TOC Records MCDR 3002, „Platinum Gold Sound“, Master CDR II (2010)
  • June Christy, Something Cool, Capitol/EMI Music Japan TOCJ-90033, HiQuality CD (1966/2006)
  • Novi Singers, Fife, Four, Three, Polskie Nagrania „Muza”/GAD Records GAD CD 025, CD (1977/2015)
  • Rival Sons, Great Western Valkyrie, Erache Records/Hydrant Music QIHC-10059, CD (2014).
  • Vangelis, Spiral, RCA/BMG Japan 176 63561, K2 SHM-CD (1977/2008)

Japońskie wersje płyt dostępne na  

Dobre rozwiązania płyną przez czas, zaskakując kolejnych użytkowników. Niektórzy po prostu powracają do czegoś, co znali wcześniej, a co zostało przykryte czapą nowości, obiecujących dobra wszelakie za połowę ceny. Inni zaś odkrywają je po raz pierwszy, dziwiąc się temu, że dopuszczono do ich odsunięcia na boczny tor. Ale tak wygląda rynek, rynek związany z techniką w szczególności.

W audio jest on napędzany z jednej strony przez firmy, które co jakiś czas muszą mieć w swojej ofercie nowy produkt – tak to działa – bo inaczej ubiegnie ich konkurencja i najlepsze nawet dobre chęci nie wystarczą, a z drugiej przez inżynierów opracowujących coraz doskonalsze podzespoły, układy, podrzucający układy o coraz lepszych wynikach pomiarów. To wymusza zmiany, niezależnie od tego, czy dane rozwiązanie (produkt) mogłoby jeszcze posłużyć, czy jego czas bezpowrotnie przeminął.

Prowadzi to do swego rodzaju „reakcji”, oporu wobec zmian. Nie bądźmy jednak naiwnymi „prymitywistami” – to dobrze, że postęp ma miejsce. Przecież owe „stare” rozwiązania też zostały kiedyś wymyślone, nie jest tak, że wartość mają techniki powstałe w jakimś jednym, ściśle określonym wycinku czasu (w domyśle „dawno, dawno temu”). Proponowałbym bardziej elastyczny stosunek do postępu: przyjmujmy to, co daje, filtrując go poprzez nasze potrzeby, oczekiwania, smak, w mądry sposób „konserwując” osiągnięcia z przeszłości.

Część z tych pomysłów ma szansę zaistnieć po raz kolejny tylko dzięki temu, że coś się w ich otoczeniu zmieniło i ich zalety wreszcie są widoczne. Myślę, że tak właśnie jest z odtwarzaczem Audioneta. Nie, żeby wcześniej nie miał zwolenników, wręcz przeciwnie, w niektórych kręgach otaczał go swoisty kult. Przesłanki ku temu były jednak swoiste dla danego czasu i danego kręgu. W dźwięku ART-a G3, który jest znacząco odmienny od G2, znajdziemy wszystkie te rzeczy, tj. powiew „vintage”, nowoczesność i coś ponadczasowego, co nie ma nic wspólnego ani z jednym (zapatrzonym w przeszłość), ani drugim (wychylonym ku przyszłości) nurtem.

Jest on bardzo treściwy i solidny. Zniknęło lekkie rozjaśnienie, które było sygnaturą poprzedniej wersji, a które wielu melomanom i fanom muzyki odpowiadało. Teraz to nisko osadzone brzmienie, z niezwykle energetycznym basem. Ten ostatni jest świetnie różnicowany i jeszcze lepszy niż wcześniej; bardzo dobry w kategoriach absolutnych. Jest bowiem świetnie skupiany i ma przy tym masę oraz energię. Nie faworyzuje żadnego z instrumentów, bo te same cechy słychać w przypadku kontrabasu, fortepianu i dźwięków generowanych elektronicznie.

Może się więc wydawać, że to ciepły, albo nawet ciemny dźwięk. Ale tylko przez chwilę i tylko kiedy przejdziemy z urządzenia o wyraźnie bardziej otwartej górze. Wrażenie to bierze się stąd, że zakres z okolic 1 kHz, który wcześniej był mocny, bardzo „liniowy”, teraz jest nieco cofnięty, a przez to bardziej naturalny. To jedna z różnic między „obiektywnymi” pomiarami i „subiektywnym” odbiorem, w którym ten drugi zawsze wygrywa. Muzykę odbieramy subiektywnie i nie jesteśmy aparaturą pomiarową, która potrafi analizować tylko jeden aspekt w danym czasie; jesteśmy niebywale złożonym systemem, który analizuje wszystko na raz.

Wycofanie części średnicy pozwala rozwinąć się całemu środkowi. Jest on plastyczny i bardzo wiarygodny. Fortepian brzmi doskonale, bo łączy się w nim majestat, potęga i delikatność. Podobnie brzmią głosy, zarówno męskie, jak i damskie. Mają wyrafinowany tembr, ładną pełnię i dobrą głębokość.

Audionet ART G3
 

Jest jeszcze jeden zakres, który został zmodyfikowany, to zakres „presence”, z okolic 8 kHz. Nie jest to klasyczne podbicie EQ, a coś w rodzaju „podkręcenia”. To właśnie dlatego dźwięk jest otwarty. Ale też dlatego trzeba uważać na otoczenie odtwarzacza. To ten przypadek, w którym stopy antywibracyjne, kondycjoner sieciowy, a nawet The Muse Interface, pomysł TARA Labs, pomagający złagodzić brzmienie, nie znajdują zastosowania. Wszystkie te zabiegi utwardzały brzmienie, a tego bym unikał. Bez nich było ono nieco mniej różnicowane, ale charakteryzowało się znacznie lepszym balansem tonalnym. Może nawet nie chodziło o samą barwę, w odniesieniu do pasma przenoszenia, a o energię emitowaną w danym zakresie, czyli coś mającego związek z czasem – to dwie różne rzeczy.

Coś w tym musi jednak być, bo przecież scena dźwiękowa, jaką ART G3 oferuje jest ponadprzeciętna. Pierwsze plany są namacalne, ale wcale nie są blisko. Najlepiej słychać to było z nagraniami muzyki klasycznej, gdzie instrumenty na środku osi odsłuchu były klarowne i gęste, mimo że cofnięto je za linię łączącą głośniki. Z kolei im bardziej w stronę krawędzi sceny, tym bardziej wszystko było nośne, przestrzenne. Niesamowicie wypadają więc efekty związane z przesunięciem fazy – dźwięk nas otacza, krąży, kiedy trzeba wręcz pieści.

Audionet nie buduje głębokiej sceny i nie pokazuje wyraźnego „body” instrumentów, przynajmniej w porównaniu do najlepszych odtwarzaczy płyt, jakie znam. Nie kreuje też ciągłego „przedstawienia”, będącego cechą charakterystyczną taśmy analogowej, a do którego nawiązują najlepsze z najlepszych, np. dzielony system CEC-a (TL0 3.0 i DA0 3.0). Jego rozdzielczość jest bardzo dobra, podobnie jak różnicowanie. Nagrania z wysoką kompresją, np. Diary of Dreams, Diorama itp. mają jednak tendencję do utwardzania wysokiego środka – to o tym mówiłem, przywołując „presence”.

 

Audionet ART G3
 

Nie jest to więc najbardziej uniwersalny odtwarzacz, jaki znam. Trzeba zadbać, aby pracował w odpowiednich warunkach i nie oczekiwałbym cudów grając muzykę ze słabo zarejestrowanych nagrań. Myślę przy tym o błędach, a nie o ograniczeniach technicznych, np. nagrań jazzowych z lat 50., bo te brzmią fantastycznie. Odtwarzacz reaguje nerwowo przede wszystkim na głęboką kompresję, czego nie przeskoczymy. Jeśli chcemy coś z tym zrobić, to albo kupmy coś wyraźnie tańszego, gdzie tego typu błędy są zakrywane innymi błędami (np. ociepleniem), albo od razu kupmy coś wyraźnie droższego. Najlepsze odtwarzacze wchodzą w dźwięk głębiej, przez co błędy odbieramy jako „cechę”, a nawet „smak”, i przez co się nie dyskwalifikują. Jeśli jednak nam to nie przeszkadza i lubimy usłyszeć ponadprzeciętnie odtworzone instrumenty akustyczne, dobrze nagrany rock, to nie ma nad czym się zastanawiać, ART G3 jest tu i teraz i kosztuje – jak na high-end – bardzo przyzwoite pieniądze.

Podsumowanie

Nie wiem, ile macie państwo lat i czy pamiętacie spór o płyty monachijskiej wytwórni ECM. Zarówno w czasach Long Playa, jak i Compact Disc uważane były jako wzorce przejrzystości i dźwięczności. Przywoływane były jako przykład audiofilskiego dźwięku z firmy, która audiofilska z natury nie była, bo skupiona była na muzyce. Część słuchaczy, nawet duża część, wskazywała jednak na to, że płyty te brzmiały zbyt lekko, były za jasne, a nawet zbyt jazgotliwe. Te same nagrania słuchane dzisiaj, chodzi mi przede wszystkim o płyty CD, brzmią fenomenalnie. Jasność, o której się mówiło, okazała się jasnością odtwarzaczy i pochodziła od wysokiego jittera. Jazgotliwość podobnie, z dodatkiem błędów pochodzących ze sprzężenia zwrotnego układów wyjściowych odtwarzaczy i wzmacniaczy. Teraz, odtwarzane na wysokiej klasy sprzęcie, olśniewają.

Z odtwarzaczem CD Audioneta, który testujemy, jest podobnie. Jego brzmienie w pełni odpowiada temu, czego się wymaga od współczesnego źródła cyfrowego, ale ze „sznytem” „vintage”, który nadaje mu ponadczasowy wymiar. Jego brzmienie jest głębokie i nasycone, ale też otwarte. Znakomicie prezentuje wydarzenia na scenie i daje energię niskiemu pasmu. To całościowy, przemyślany przekaz, który sytuuje ART-a w gronie udanych, wyrafinowanych źródeł dźwięku. Uważajmy na utwardzenie o którym mówiłem, przede wszystkim przy łączeniu odtwarzacza z innymi komponentami, a dostaniemy świetnie działający, niezwykle ergonomiczny odtwarzacz, na którym można polegać.

 

 

Audionet ART G3 to odtwarzacz płyt Compact Disc, w tym ich wersji nagrywanych CD-R i CD-RW (także niesfinalizowanych, do których można dopisywać kolejne sesje). Ten typ konstrukcji to top-loader – nie ma w nim klasycznej, wysuwanej szuflady, a płytę kładzie się bezpośrednio na osi silnika, pod odsuwaną ręcznie klapą na górnej ściance. Urządzenie jest niezwykle solidne i ciężkie. Odpowiada za to przede wszystkim granitowa płyta, stanowiąca dno obudowy. Ma ona za zadanie wygasić drgania.

Front wykonano z aluminium, podobnie jak „sanki”, po których ślizga się klapa, jak i samą klapę. Odsuwa się ją ręcznie i jest to naprawdę przyjemna operacja, ponieważ przesuw, za sprawą łoża z Teflonu, jest niezwykle gładki. Ciekawie rozwiązano problem wczytywania TOC (czyli informacje o liczbie utworów i czasie ich trwania). Niemal zawsze, aby TOC płyty zostały wpisane do pamięci odtwarzacza, trzeba włączyć mikroprzełącznik – robi to automatycznie zamykająca się szuflada lub robimy to my suwając klapę top-loadera. Tutaj zamiast prymitywnego przełącznika zastosowano element reagujący na obecność metalu, dzięki czemu górna klapa nie ma jest elektrycznie połączona z resztą odtwarzacza, co przełoży się na przedłużenie żywotności urządzenia.

Transport

Transport to ceniony, klasyczny dla high-endu Philips CDM Pro2LH, stosowany przez takie firmy, jak Ancient Audio, Ayon Audio, Jadis, Metronome Technology, Nagra, Reymio, Vitus Audio i wiele, wiele innych. Od kilku lat nie jest już produkowany, ale wciąż jest dostępny u sprzedawców. Audionet zmodyfikował w nim jedną, niezwykle istotną rzecz – na osi silnika umieścił dość wysoki walec z POM-u, na który nakłada się docisk. W standardzie jest to niski element ze ściętymi brzegami, który nie gwarantuje poziomowania docisku. Kiedyś podobne rozwiązanie, ale z metalowym trzpieniem, proponowała firma Sony. Sam transport zawieszono na specjalnym systemie odsprzęgajacym – jest on od spodu przykręcono do ciężkiej, aluminiowej płyty, a od spodu do cieńszej. Całość wisi na plecionych pasach, podpartych na teflonowych podpórkach.

Środek

Układ elektroniczny jest bardzo podobny do poprzedniego, choć wymieniono układy scalone w sekcji analogowej i dokonano kilku innych zmian, np. w zasilaniu. ART ma już kilkanaście lat, a wciąż mamy w nim ten sam przetwornik cyfrowo-analogowy – układ Analog Devices AD1955A o parametrach granicznych 24/96. Zastosowano tutaj dwa takie układy, po jednym na kanał. W obecnych czasach to mniej niż nic, ale kiedyś był to szczyt wyrafinowania. To właśnie dlatego wejście USB akceptuje sygnał jedynie do 24/96. Przed przetwornikiem widać konwerter częstotliwości próbkowania SRC4192I, zamieniający sygnał 16/44,1 na 24/96 lub 24/192. Z wejścia USB sygnał odbierany jest przez stary układ PCM2706, a z pozostałych przez równie zasłużony dla audio DIR1703E. PCM2706 to złożony układ, odbiornik USB, DAC i wzmacniacz słuchawkowy w jednym – w Audionecie skorzystano jedynie z odbiornika.

Zasilacz podzielono na dwie części – transport ma osobny, impulsowy, a pozostała część liniowy, z transformatorem toroidalnym, z którego wychodzi kilka uzwojeń wtórnych. Z boku widać jeszcze dużą płytkę z programowalnymi układami LSI – to część firmowego układu sterowania, w którym połączenia wykonywane są kablami TOSLINK. Od strony technicznej to doskonały pomysł, ponieważ urządzenia są od siebie galwanicznie odizolowane. Niestety w praktyce nie jest on stosowany.

Wejścia i wyjścia

Mówiłem o wejściu USB – ART jest nie tylko odtwarzaczem CD, ale i przetwornikiem cyfrowo-analogowym, choć o mocno ograniczonych możliwościach. Do dyspozycji otrzymujemy dwa wejścia cyfrowe – USB i optyczne TOSLINK, akceptujące sygnał do 24 bitów i 96 kHz. Znacznie bardziej rozbudowane są cyfrowe wyjścia, co pokazuje, jak ważna dla konstruktorów jest sekcja transportu: AES/EBU, dwa koaksjalne RCA i optyczne TOSLINK. Wyjścia analogowe są dwa – zbalansowane i niezbalansowane RCA; układ analogowy jest zbalansowany.

Obecność aż dwóch takich samych wyjść cyfrowych (RCA S/PDIF) może dziwić. Ale to kolejna rzecz, swoista dla producentów dbających o techniczny wymiar swoich produktów. Dbałość o sekcję transportu jest ważna również w kontekście systemu Audioneta – ART-a można podłączyć cyfrowo do przedwzmacniacza/DAC-a tej firmy i można z niego wysłać upsamplowany sygnał PCM 24/192. Dzisiaj przez zwykłe łącze S/PDIF prześlemy sygnał do 32/384 i DSD (DoP), ale to bardzo niedoskonała metoda, szczególnie kiedy mówimy o wysokich częstotliwościach próbkowania. W Audionecie taki sygnał można wysłać specjalnym łączem, z osobno prowadzonym prawym i lewym kanałem. Proszę sobie przypomnieć podobne rozwiązania firm Chord i dCS.

I jeszcze słowo o ważnej opcji – na tylnej ściance umieszczono gniazdo dla zewnętrznego, opcjonalnego zasilacza EPS (Enhanced Power Supply). Znajdują się w nim dwa toroidalne transformatory 100 W i spora pojemność filtrująca. Napięcie prostowanie jest w mostku z diod Schottky’ego, a stabilizatory są dyskretne, w roli elementów aktywnych wykorzystano w nich tranzystory typu MOSFET. EPS służy do zasilania sekcji analogowej. Test wykonany został bez niego.

Menu

Tryb „high bit”, można ustawić w menu urządzenia. Pozwala ono na ustalenie sygnału wyjściowego (16/44,1 lub 24/192) i na wyłączenie wyjścia cyfrowego. Można też ustalić, czy odtwarzacz ma się wyłączać automatycznie kiedy nie jest używany, czy nie; zdecydujemy także, czy płyta ma być odtwarzana po zamknięciu klapy, czy dopiero po naciśnięciu przycisku „Play”. I ustalimy jaskrawość wyświetlacza.

 

Audionet ART G3
 

Niby niewiele tego, ale w praktyce okazuje się, że całkowicie wystarcza. Audionet jest przy tym niebywale ergonomiczny. Wyświetlacz po chwili przyciemnia się, a kiedy urządzenie nie odtwarza muzyki, ściemnia się jeszcze bardziej, a informacja o statusie przemieszcza się po nim, aby nie wypaliły się piksele. Podawane na nim informacje są duże, wyraźne i sensowne. Po włączeniu odtwarzacza do sieci zostaniemy też poinformowani, czy wtyczka ma odpowiednią polaryzację. Jeśli nie, należy ją przekręcić o 180º - mówimy oczywiście o wtyczce i gnieździe typu Schuko. Ergonomia to oddzielna dziedzina wiedzy i mało firm ma w tym wyczucie – Audionet najwyraźniej ma.

Pilot

Poprzednia wersja ART-a wyposażana była w „uczący się” pilot Logitecha. Nowa wersja ma prosty, wykonany w Chinach pilot z aluminium, z aluminiowymi guziczkami. Nie jest ani ładny, ani zbyt ergonomiczny. Podczas testu korzystałem więc z pilota dołączanego do odtwarzacza Ancient Audio – ostatecznie obydwa urządzenia pracują z transportem Philipsa, reagującym na kod RC-5.

 

Dane techniczne (wg producenta)

Odtwarzane typy płyt: CD, CD-R, CD-RW (sfinalizowane i bez finalizacji)
Średnica płyt: 80 i 120 mm (wg IEC 908) 
Konwersja D/A: 192 kHz, 24 bity, Dual-Mono-DAC, Multibit-Delta-Sigma
Pasmo przenoszenia: 0 – 90 000 Hz (-3 dB) – sekcja analogowa 
THD + N: typ. 100 dB; (A-ważony/-60 dBFs)
SNR: > 110 dB
Separacja między kanałami: > 130 dB/10 kHz
Impedancja wyjściowa: 33 Ω
Napięcie wyjściowe (XLR): 3,5 Veff.
Pobór mocy: < 1 W (standby) | 40 W (max.)
Wymiary (S x W x G): 430 x 120 x 360 mm 
Waga: 22 kg

 
Dystrybucja w Polsce
 
CORE trends Sp. z o.o.
ul. Św. Franciszka 62
93-479 Łódź Polska
tel.: 422 076 418 | 422 076 419
info@coretrends.pl
coretrends.pl
 
Audionet ART G3 Audionet ART G3 Audionet ART G3
 
Audionet ART G3 Audionet ART G3 Audionet ART G3
 
Audionet ART G3 Audionet ART G3 Audionet ART G3
 
 http://highfidelity.pl/

Udostępnij

Zostaw komentarz