THIXAR Silence Plus Platform - solidność i elegancję w ultra nowoczesnej odmianie

Opinia 1

Po walce z wibracjami metodą dociążania za pomocą audiofilskiej „cegły” o pobudzającej wyobraźnię nazwie Eliminator i klasycznej izolacji od podłoża z użyciem masywnych stópek Silent Feet Basic przyszła pora na sztandarowy produkt niemieckiego THIXARa, czyli platformę antywibracyjną Silence Plus Platform w rozmiarze L i karbonowym wykończeniu CF. Od razu zaznaczę, że przeskok na pełno rozmiarowe akcesorium pociąga automatycznie za sobą znacząco większe obciążenie finansowe, ale warto mieć świadomość, że tym razem wkraczamy na zdecydowanie wyższy poziom tak jakościowy, jak i miejmy nadzieję brzmieniowy i to, co do tej pory pokazały wielce urocze, ale jednak li tylko audiofilskie bibeloty ma szanse ewoluować do zupełnie innej ligi. A czy tak się stanie macie Państwo okazję się przekonać zerkając na poniższe akapity.

THIXAR Silence Plus Platform THIXAR Silence Plus Platform THIXAR Silence Plus Platform

THIXAR Silence Plus Platform THIXAR Silence Plus Platform THIXAR Silence Plus Platform

Jak przystało na produkt ewidentnie ekskluzywny i skierowany nie tylko do wymagającego, co bardzo często irytująco zmanierowanego klienta, Dirk Rüdell – założyciel i właściciel marki wprowadzając na rynek obecną wersję Silence Plus Platform postawił nie tylko na solidność, lecz i na elegancję w jej ultra nowoczesnej odmianie. Chodzi oczywiście o karbonowe wykończenie płyty nośnej, które bezpardonowo „łapie za oko” a niejako przy okazji podnosi walory estetyczne ustawionej na niej elektroniki Oczywiście na tym pułapie cenowym nie zabrakło możliwości customizacji umożliwiającej pokrycie całości karbonem, lub jeśli tylko ktoś preferuje bardziej rustykalne klimaty, naturalnym fornirem i wykończenie go na wysoki połysk.

Od strony konstrukcyjnej wiadomo zaskakująco niewiele i w głównej mierze opierać się można jedynie na czysto organoleptycznych doznaniach i nad wyraz lakonicznych informacjach samego producenta. Jak widać na załączonych zdjęciach tytułowa platforma składa się z dwóch płyt przedzielonych niewielką dylatacją, w głębi której ukryto bliżej nieokreśloną wkładkę/matę żelową całkowicie izolującą płytę roboczą od podstawy. Sam, umownie nazwijmy go „blat roboczy” tłumiony jest na trzy różne sposoby i konia z rzędem temu, który mógłby je w tym momencie ze stuprocentową pewnością wymienić.
Z niuansów akomodacyjno – użytkowych warto jeszcze nadmienić, iż od spodu znajdują się nagwintowane otwory, w które jeśli tylko mamy taką ochotę możemy zaimplementować dedykowane, dostępne jako odrębna propozycja, regulowane kolce M6.

THIXAR Silence Plus Platform THIXAR Silence Plus Platform THIXAR Silence Plus Platform

THIXAR Silence Plus Platform THIXAR Silence Plus Platform THIXAR Silence Plus Platform

THIXAR Silence Plus Platform THIXAR Silence Plus Platform THIXAR Silence Plus Platform

THIXAR Silence Plus Platform THIXAR Silence Plus Platform THIXAR Silence Plus Platform

Jak to zwykle w naturze bywa jeśli jakiś element w istniejącym ekosystemie wywołuje zmiany to rozpatrujemy je w kategoriach dość oczywistych, czyli ubytku, bądź wzrostu konkretnej wartości, parametru itp. Tak jest szybciej, prościej a przede wszystkim zgodnie z ogólnie przyjętymi standardami. Są jednak sytuacje, gdy ewidentnie jest lepiej a zarazem słychać, iż stan ten wynika nie tyle z poprawiania stanu zastanego ww. metodami a jedynie w zaprzestaniu, używając lapidarnej nomenklatury, „majstrowania” przy dźwięku. A skoro przy dźwięku jesteśmy i w dodatku poruszamy się w obszarze akcesoriów antywibracyjnych to zgrubnie ich działanie możemy podzielić na takie, które nieco dociążają i przeciwny obóz ów dźwięk odchudzający. Jednak, jak już w nieco zawoalowany, niemalże podprogowy sposób starałem się zasygnalizować THIXAR Silence Plus Platform owym zaszufladkowaniom się wymyka stawiając na powrót do źródeł i dążenie do tego, by ustawiona na niej elektronika zagrała na 100% swoich możliwości. Utopia? Niekoniecznie. To raczej niezwykle ambitny cel i punkt wyjścia zarazem, który niemiecki producent uparcie promuje skupiając się na pomiarach a następnie eliminacji wszelakiej maści drgań nie tylko mogących mieć, ale rzeczywiście mających realny wpływ na dostarczającą nam nausznych doznań elektronikę. Dla podkreślenia wagi powtórzę jeszcze raz i możliwie prosto – THIXAR nie modeluje dźwięku jako takiego, lecz stara się możliwie skutecznie odizolować reprodukującą go elektronikę od fizycznych interferencji i anomalii przyjmujących postać drgań a odmieniany przez wszystkie przypadki dźwięk, ze szczególnym uwzględnieniem jego jakości jest jedynie pochodną tychże zabiegów.

Przechodząc od bezpiecznego teoretyzowania do popartej płytowymi, dającymi się z łatwością zweryfikować (m.in. dzięki linkom do TIDALa) przykładami praktyki spieszę jedynie nadmienić, iż tak jak do tej pory punktem odniesienia nie był broń Boże dywan, bądź przypadkowy stolik, lecz dedykowany do zastosowań audio, pieruńsko ciężki modułowy stolik Rogoz Audio 4SM3 na którym THIXARy lądowały. Dodatkowo, dzięki uprzejmości łódzkiego dystrybutora marki – firmy CORE trends, do dyspozycji mieliśmy dwie takie same platformy, dzięki czemu mogłem je równocześnie sprawdzać tak pod źródłami, jak i amplifikacją.

Na pierwszy ogień poszedł pozornie łatwy i niezobowiązujący materiał, który tak naprawdę potrafi stać się iście zabójczą strawą serwowaną w ramach audiofilskiej „ostatniej wieczerzy”. Mowa o „Same Girl” Youn Sun Nah, gdzie filigranowa wokalistka w tzw. okamgnieniu potrafi przejść od dziewczęcego, wyemancypowanego świergotu do dzikiego pisku i krzyku (np. na „Enter Sandman”). Dodając do tego nader oszczędne i „blisko zdjęte” instrumentarium, okazuje się, że jesteśmy w stanie wychwycić każdą manipulację. Tymczasem THIXAR eliminując szkodliwe artefakty wynikające z degradujących brzmienie drgań reprodukującej materiał muzyczny elektroniki sprawił, iż całość stała się bardziej namacalna – obecna. Poprawie uległa tak trójwymiarowość przekazu, jak i stabilność umiejscowionych na scenie źródeł pozornych. Z jednej strony można było mówić o pewnym skonkretyzowaniu się wirtualnie kreowanych instrumentów i wokalistki, co można było powiązać ze zwiększeniem ich postrzeganej masy, lecz z drugiej jednoczesnemu oczyszczeniu uległy najwyższe składowe a tym samym klarowności i blasku nabrały pozbawione granulacji sybilanty. Dziwne? Niekoniecznie, gdyż pozorne obniżenie środka ciężkości było pochodną lepszej czytelności najniższych składowych a skoro słychać czegoś więcej, bądź nawet słychać coś, czego wcześniej słychać nie było nam dane, choć cały czas tam było, to i nasza uwaga w danym paśmie jest wzmożona. Podobne zjawisko zachodzi z górą pasma, lecz jego zwrot jest odwrotny – brak wspomnianej granulacji sprawia, iż automatycznie nie absorbujemy naszych zmysłów obroną przed spodziewanymi atakami bolesnych syków i trzasków.
Swobodę i brak najmniejszych oznak nerwowości jakie zapewniają niemieckie platformy docenić szczególnie mocno można jednak dopiero na nieco bardziej rozbudowanych formach muzycznych. To właśnie dopiero tam do głosu dochodzi prawidłowa (odzyskana?) rozdzielczość, dzięki której wgląd w dalsze plany świetnie zarysowanej i zrekonstruowanej sceny muzycznej jest tyleż całkowicie naturalny, co uroczo łatwy a ogniskowanie uwagi działa równie sprawnie jak zdrowe i błyskawicznie akomodujące się do zmieniających się warunków ludzkie oko. Sięgnijmy zatem po fenomenalny i zagrany na całkowitym luzie album „Charlie Watts Meets The Danish Radio Big Band (Live At Danish Radio Concert Hall, Copenhagen / 2010)”. Toż to prawdziwy majstersztyk, gdzie niby mamy do czynienia z muzyka lekką, łatwą i przyjemna, lecz zagraną i co najważniejsze nagraną na bardzo wysokim poziomie. W dodatku instrumentarium jest na tyle zróżnicowane, że do woli można wyławiać nieodkryte do tej pory niuanse i audiofilskie smaczki w stylu partii gdzieś ukrytych na dalszych planach perkusjonaliów, czy porównywać barwy dęciaków. Po prostu jest ewidentnie lepiej, bo czyściej, lecz czystością naturalną – natywną i organiczną a nie antyseptyczną sterylnością z wszechobecnym fetorem prosektoryjnych chemikaliów. Różnica może w teorii i na papierze niewielka, ale przynajmniej dla mnie zasadnicza, bo nie wiem jak Państwo, ale osobiście uparcie odnajduję przyjemność w słuchaniu muzyki a nie oderwanych od siebie dźwięków a THIXAR Silence Plus Platform właśnie materializować się muzyce pozwala.

Najwyższy czas na podsumowanie i choć wspomniany przed chwilą Charlie Watts przekornie gra „You Can’t Always Get What You Want” to w tym razem śmiem twierdzić, iż THIXAR Silence Plus Platform daje dokładnie to, czego nieustająco chcę i pragnę. Nie odchudza, nie zamula, lecz przyobleka muzykę w mięsistą, tętniącą życiem tkankę i materializuje ją w naszych przysłowiowych czterech (u Jacka ośmiu) kątach. Czy do pełni szczęścia trzeba czegoś jeszcze?

Marcin Olszewski

System wykorzystany podczas testu:
– CD/DAC: Ayon CD-35
– Odtwarzacz plików: laptop Lenovo Z70-80 i7/16GB RAM/240GB SSD + JRiver Media Center 22 + TIDAL HiFi + JPLAY; Yamaha WXAD 10
– Selektor źródeł cyfrowych: Audio Authority 1177
– Gramofon: Kuzma Stabi S + Kuzma Stogi + Shelter 201
– Przedwzmacniacz gramofonowy: Tellurium Q Iridium MM/MC Phono Pre Amp
– Wzmacniacz zintegrowany: Electrocompaniet ECI5
– Przedwzmacniacz liniowy: Gato Audio PRD-3S
– Wzmacniacze mocy: Gato Audio PWR-222
– Kolumny: Gauder Akustik Arcona 80 + spike extenders
– IC RCA: Tellurium Q Silver Diamond
– IC XLR: LessLoss Anchorwave; Organic Audio; Amare Musica
– IC cyfrowe: Fadel art DigiLitz; Harmonic Technology Cyberlink Copper; Apogee Wyde Eye; Monster Cable Interlink LightSpeed 200
– Kable USB: Wireworld Starlight; Goldenote Firenze Silver
– Kable głośnikowe: Organic Audio; Signal Projects Hydra
– Kable zasilające: Furutech FP-3TS762 / FI-28R / FI-E38R; Organic Audio Power; Acoustic Zen Gargantua II
– Listwa: Furutech e-TP60ER + Furutech FP-3TS762 / Fi-50 NCF(R) /FI-50M NCF(R)
– Gniazdo zasilające ścienne: Furutech FT-SWS(R)
– Platforma antywibracyjna: Franc Audio Accessories Wood Block Slim Platform
– Przewody ethernet: Neyton CAT7+
– Stolik: Rogoz Audio 4SM3
– Akcesoria: Sevenrods Dust-caps; Furutech CF-080 Damping Ring; Albat Revolution Loudspeaker Chips

Opinia 2

Doskonale zdając sobie sprawę, iż jesteśmy prawie na półmetku sezonu ogórkowego a jednocześnie dysponując niespożytymi siłami witalnymi postanowiliśmy nie zwalniać zwyczajowego tempa i nieco zagospodarować Wasz wolny. Nie chcąc jednak, żeby czytanie naszych audiofilskich zalatywało monotonią znaleźliśmy pewne rozwiązanie. Otóż w celach wybitnie relaksacyjnych w dzisiejszym odcinku nie będziemy zajmować się urządzeniem generującym dźwięk per se, tylko produktem pozwalającym uzyskać jego najlepszą jakość. O co chodzi? O dla wielu łowców audio-voodoo banał, a dla dbającego o każdy szczegół swojego systemu melomana bardzo ważny element, jakim jest platforma antywibracyjna. Temat jest bardzo szeroki, gdyż co konstruktor, to inne założenia i dobór współpracujących ze sobą w celu wygaszania szkodliwych drgań komponentów. Dlatego też unikając przepychanek które rozwiązanie jest najlepsze, postanowiliśmy wziąć na warsztat platformę Silence Plus niemieckiej marki THIXAR, której opieki dystrybucyjnej podjął się stacjonujący w Łodzi CORE trends.

THIXAR Silence Plus Platform THIXAR Silence Plus Platform THIXAR Silence Plus Platform 

THIXAR Silence Plus Platform THIXAR Silence Plus Platform THIXAR Silence Plus Platform

THIXAR Silence Plus Platform THIXAR Silence Plus Platform THIXAR Silence Plus Platform

THIXAR Silence Plus Platform THIXAR Silence Plus Platform THIXAR Silence Plus Platform

THIXAR Silence Plus Platform THIXAR Silence Plus Platform THIXAR Silence Plus Platform

THIXAR Silence Plus Platform THIXAR Silence Plus Platform THIXAR Silence Plus Platform

Tytułowa platforma antywibracyjna to nic innego, jak połączone ze sobą elastyczną masą dwie płaszczyzny nośne. W dolną, jeśli nie chcemy, aby cała powierzchnia przylegała do półki naszego stolika lub szafki, mamy możliwość wkręcenia separujących całość od podłoża kolców. Górna zaś jest typową, stabilizującą sprzęt audio podstawą, która w tym przypadku w fantastycznie prezentujący się wizualnie sposób została powleczona warstwą karbonu. Niestety, z racji pewnych tajemnic firmy bliższych informacji o samej masie separującej nie jestem w stanie przybliżyć, ale z doświadczenia organoleptycznego mogę jedynie zdradzić, iż nie jest jakoś szczególnie miękka. Skąd to wiem? Jak pokazują fotografie, stawiałem na produkcie Thixara stosunkowo ciężkie, ważące około 20 kilogramów japońskie napędy (Accuphase, Reimyo) i nie zauważyłem większych zmian wartości prześwitu pomiędzy obydwiema płaszczyznami. Puentując opis prezencji naszych bohaterek (do testu otrzymaliśmy dwie sztuki) dodam jedynie, iż oprócz bajecznego w odbiorze wizualnym karbonu górnego blatu bez dodatkowych designerskich ekstrawagancji jedynym co może jeszcze przykuć naszą uwagę, jest umieszczone w prawym rogu podstawy logo marki. Powiem szczerze, bez względu na fakt jak to odbierzecie, taki niuans bardzo mi się podoba i wcale nie dlatego, że jest jakiś szczególnie piękny, tylko swoim minimalizmem idealnie wpisuje się w powiedzenie: „Małe, a cieszy”.

Z uwagi, iż dzisiejsze starcie obracać się będzie wokół bardzo chimerycznie reagującego na docelowe miejsce aplikacji akcesorium, jakim są wszelkiego rodzaju produkty antywibracyjne, nie będę zbyt długo lał wody. Dlaczego użyłem słowa chimerycznie? Otóż nie da się w stu procentach przewidzieć, w jakim kierunku po zastosowaniu pod docelowym komponentem audio pójdą zmiany dźwięku. Owszem, pewien zgrubny azymut da się określić, jednak osobista, wieloletnia zabawa w audiofila dawno dała mi do zrozumienia, iż co wielbiciel dobrej jakości muzyki, to całkowicie inne postrzeganie tego samego zagadnienia i co gorsza często diametralnie inne oczekiwania. To zaś prowadzi do jednego wniosku. Próbować przekazać swoje obserwacje jest jak najbardziej wskazane, ale już forsować swoją nieomylność, a w szczególności w doborze wszelkich poprawiaczy dźwięku prosi się o zesłanie takiego redaktora przez mających swoje doświadczenia czytelników na internetową banicję. Dlatego też skreślę kilka zdań, co to takiego wydarzyło się u mnie i bardzo skrótowo poprę to występem jednej płyty. Koś może powiedzieć, że to niewiele. Jednak według mnie w tym przypadku całkowicie wystarczająco, gdyż rozmawiamy o zmianach wprowadzanych przez co prawda bardzo ważne, ale jednak biżuteryjne dodatki, a nie typowych urządzeniach i trudno rozwodzić się na temat dwóch sklejonych elastyczną masą deskach na równi z przykładowo topowym odtwarzaczem płyt kompaktowych japońskiego Accuphase’a. Niemniej jednak, jak na spowiedzi postaram się skreślić kilka ciekawych z punktu widzenia potencjalnych zainteresowanych informacji. Na koniec akapitu wprowadzającego uściślę, iż swoje obserwacje oprę o użycie niemieckich platform pod napędami CD i przetwornikami cyfrowo-analogowymi dwóch znanych szerokiej rzeszy melomanom japońskich brandów: Accuphase i Reimyo.

Głównym, wnoszonym przez aplikację karbonowej platformy Thixara w system audio artefaktem jest odczuwalne zwiększenie plastyki dźwięku . Ale nie odbieramy tego jako pospolitej „buły” lub niekontrolowanego rozlania się po podłodze spowolnionego dźwięku, tylko delikatny zastrzyk majestatyczności. Owszem, całość nabiera masy i koloru, ale to ma swoje bardzo ciekawie z punktu widzenia budowania wirtualnej sceny muzycznej konsekwencje. Jakie? Pierwszym dającym się wychwycić pozytywem jest spowodowane delikatnym przygaszeniem światła na scenie ewidentne jej pogłębienie. Kolejnym dobrem jest nabranie krągłości generowanych przez system instrumentów, a to przekłada się na jakby wyraźniejszą materializację ich w wektorach ogniskujących wrażenie 3D. Gdy najważniejsze sprawy mamy już za sobą, w swej dokładności relacji nie mogę jeszcze nie wspomnieć o nabraniu intymności i plastyczności tak prezentowanej muzyki, a to sprawia, że każda wykorzystująca, szczególnie kobiecą, wokalistykę muzyka aż kipi od erotyki podkręconych kolorem fraz gardłowych. I gdy spróbujemy zebrać wszystkie punkty w jedną całość, okażę się, że produkt zza naszej zachodniej granicy nieodwracalnie kieruję naszą układankę w stronę muzykalności. Ale nie obawiajcie się, to nie oznacza niczego złego, gdyż ten sznyt grania nie zaszkodził nawet mojemu, na co dzień naładowanemu magią koloru i wysycenia systemowi. A co to ma dorzeczy? Bardzo wiele, gdyż jeśli ja nie miałem najmniejszych problemów z odbiorem takiego przekazu, to jak zmulony musi być zestaw, aby to dobro zaczęło mu szkodzić. Naturalnie znajdą się systemy, które serdecznie podziękują za podobny sznyt grania, ale będzie to pomijalny margines, a nie niewyobrażalna rozmiarowo rzesza. Gdy zastanawiałem się, który z artystów ma zostać głównym rozdającym tego testu, nie bez przyczyny została nim Diana Krall ze swoim materiałem „All For You”. Z jakiego powodu? Proszę bardzo. Mamy panią o pięknym głosie, nadający monumentalności muzyce fortepian, kontrabas i kilka innych generatorów dźwięku. Mało tego, materiał jest dość dobrze zrealizowany, a rzekłbym nawet, że lekko za mocno podkręcony, co zdradzają mocny bas i spora dawka sybilantów. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, gdyż mimo tego nasze ubrane w fantastycznie prezentujące się łatki karbonu platformy potrafiły wyjść z tego obronną ręką, a rzekłbym nawet, że wprowadziły swoją, ciekawie wypadającą korektę soniczną. O co chodzi? Głos artystki został lekko wygładzony, a to natychmiast ukulturalniło przenikliwe syczące spółgłoski i dało poczucie lepszej materializacji Pani Krall w moim pokoju. Kolejne pozytywne zaskoczenie przyniósł fortepian. Z natury jest solidnym dawcą mocnych niskich dźwięków, a mimo aplikacji dodatkowego nasycenia nie zlał się w nieczytelną masę, tylko wybrał co najlepsze ze średnicy i tym sposobem wprowadził pewną spójność dźwiękową z wokalistką. Ale żeby nie było, że potraktowanie systemu dodatkową dawka masy nie ma swoich reperkusji, pewne może nie degradujące, ale zauważalne artefakty zgłosił kontrabas. Mianowicie zaczął grać więcej pudłem niż strunami. Na szczęście nie zatracił ważnych dla czytelności tego instrumentu informacji o początku dźwięku, tylko lekko go osłabił. Niestety, w przyrodzie nie ma nic za darmo, jednak biorąc wszelkie za i przeciw opisywanych platform antywibracyjnych po dogłębnej analizie jestem zdania, że wnoszą do dźwięku zdecydowanie więcej dobrego niż złego. Jednak idąc za wspominaną gdzieś na początku tekstu myślą przypominam, nie wszystko co wydarzyło się u mnie, w stu procentach pojawi się w innych warunkach sprzętowych, co automatycznie przerzuca pałeczkę na Waszą stronę.

Zawsze, gdy aplikuję podobne produkty pod swoje zabawki, boję się, czy nie otrzymam za dużo cukru w cukrze. Wyniki są różne i tylko najlepsi potrafią wyjść z takiego sparingu z tarczą. A jak na tym tle wypada niemiecka oferta? Powiem szczerze, że zaskakująco dobrze, gdyż podjęła rękawicę w bardzo trudnej sytuacji walki z mocno barwnym i soczystym systemem. Owszem, nie było to stuprocentowe zwycięstwo, ale jak wynika z opisu, większość składowych dźwięku zdawała się czerpać z tego mariażu same pozytywy. Nie wiem, na jakim etapie w kompletowaniu prywatnego zestawu audio jesteście, ale jeśli dotychczas nie mieliście okazji spróbować podobnych akcesoriów, THIXAR Silence Plus Platformw wartościach sonicznych wypada na tyle ciekawie, że osobisty sparing wydaje się być minimum, jakie powinniście zaliczyć. I nie ważne jest, czy uważacie swój system trafiony w punkt, gdyż jak to w audiofila kim życiu audiofila bywa, zawsze da się lepiej.

Jacek Pazio

Dystrybucja: CORE trends
Ceny:
powłoka karbonowa tylko na górnej platformie: 11 218 PLN
naturalny fornir na wysoki połysk: 12 684 PLLN
powłoka karbonowa na całości: 14 195 PLN

Dane techniczne:
Wymiary (S x G x W): 500 x 440 x 48 mm
Waga: 10,6 kg

System wykorzystywany w teście:
– źródło: Reimyo CDT – 777 + DAP – 999 EX Limited
– przedwzmacniacz liniowy: Robert Koda Takumi K-15
– końcówka mocy: Reimyo KAP – 777
Kolumny: Trenner & Friedl “ISIS”
Kable głośnikowe: Tellurium Q Silver Diamond, Harmonix SLC, Harmonix Exquisite EXQ
IC RCA: Hijri „Milon”,
XLR: Tellurium Q Silver Diamond
IC cyfrowy: Harmonix HS 102
Kable zasilające: Harmonix X-DC 350M2R Improved Version, X-DC SM Milion Maestro, Furutech NanoFlux – NCF, Hijiri Nagomi
Stolik: SOLID BASE VI
Akcesoria:
– antywibracyjne: Harmonix TU 505EX MK II, Stillpoints „ULTRA SS”, Stillpoints ”ULTRA MINI”
– platforma antywibracyjna SOLID TECH
– zasilające: Harmonix AC Enacom Improved for 100-240V
– akustyczne: Harmonix Room Tuning Mini Disk RFA-80i
– listwa sieciowa: POWER BASE HIGH END
Tor analogowy:
– gramofon:
napęd: SME 30/2
ramię: SME V
wkładka: MIYAJIMA MADAKE
przedwzmacniacz gramofonowy: RCM THERIAA

Udostępnij

Zostaw komentarz